Retrospect Workshop

Retrospect Workshop
Gry Reklamowe - Projektowanie WWW - Grafika Reklamowa

czwartek, 28 lutego 2013

UŚUDE - krok w stronę cenzury?

UŚUDE - krok w stronę cenzury? Tak i to milowy! Szczególnie po ostatnich naciskach "artystów" na Ministerstwo Administracji i Cyfracji i wprowadzeniu zmian do projektu nowelizacji Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (UŚUDE), zmian które wprowadzono w ostatniej chwili i to już po zakończonych konsultacjach w których przecież "artyści" brali udział wcześniej.

Jeszcze tydzień temu (22.02.2013r.) projekt ustawy zawierał sporo treści kontrowersyjnych w szczególności dotyczących terminów usunięcia treści zgłoszonych posiadaczom domen internetowych/stron www jako bezprawne (do 3 dni, Art. 15d. §1.) i wniesienia sprzeciwu od tej decyzji (do 3 dni, Art. 15e. §1.) oraz terminów załatwiania spraw wymagających postępowania wyjaśniającego (aż 2 miesiące!) i spraw w postępowaniu odwoławczym (miesiąc!) określone w Art. 35, §3.

Już sam termin trzech dni na uniemożliwienie dostępu do bezprawnych danych lub do informacji pozwalających na zlokalizowanie bezprawnych danych (czyli wszelkiego rodzaju odnośników nawet tych nie będących bezpośrednimi linkami a tylko tekstem) jest już terminem bardzo kontrowersyjnym, bo zmusza do reakcji na zgłoszenie w bardzo krótkim czasie. Problem w tym, że większe serwisy WWW mogą otrzymywać kilkadziesiąt takich zgłoszeń dziennie, a więc są dwie możliwości: albo te serwisy zatrudnią osoby do reagowania na te zgłoszenia, albo będą usuwać treści z sieci, bez wnikania w szczegóły i zasadność zgłoszeń. Samo określenie terminu w ustawie jest dobre, jednak 3 dni robocze to zupełne nieporozumienie.

W przypadku nieuzasadnionego zablokowania treści, użytkownik serwisu będzie mógł wnieść sprzeciw, w terminie 3 dni roboczych od otrzymania zawiadomienia o tym, że treść została zablokowana. Problem w tym, że użytkownik uprawniony do wniesienia sprzeciwu może nigdy się nie dowiedzieć o blokadzie, która jednak została zastosowana bezpodstawnie.

Przejdźmy teraz do terminów jakie narzuca ustawa drugiej stronie (Art. 35, §3.). Termin załatwiania spraw wymagających postępowania wyjaśniającego ustawiono aż na 2 miesiące! Czyli pisząc jako właściciel strony/domeny, oczywiście z zachowaniem terminu 3 dni, do "Boniego", to on ma aż DWA MIESIĄCE na odpowiedź (nie wspominając o czasie w jakim na nastąpić naprawa swojego błędu czy wyrządzone krzywdy). Natomiast jak druga strona zażąda blokady dostępu do informacji to mamy 3 dni na reakcję a jeśli nie to możemy spodziewać się rewizji, konfiskaty mienia, przesłuchań i innych wątpliwych atrakcji.

Cytując Dziennik Internautów: "Powstające właśnie przepisy o usługach świadczonych drogą elektroniczną nie wprowadzają bezpośrednio czegoś takiego, jak cenzura internetu. Mogą one jednak otworzyć drogę do ułatwionego usuwania z internetu treści, które są komuś nie na rękę (np. nieprzychylnych komentarzy).", pytam się: a czymże jest usuwanie niewygodnych komentarzy, jak właśnie nie CENZURĄ?!

 
Zapisy o odpowiedzialności za fałszywe doniesienia (nieuczciwa konkurencja) to fikcja.

Twórcy ustawy mówią, że w przypadku nadużywania zgłoszeń, delikwent może być pociągnięty do odpowiedzialności, wskazują oni również na przepisy przyjęte już w innych krajach. Należy sobie jednak zadać pytanie czy przepisy obowiązujące w innych krajach sprawdzą się u nas? Czy ten zapis to zwykły frazes, "martwy przepis"? Czy w praktyce ktokolwiek może podać przykład pociągania kogoś do odpowiedzialności za nieuzasadnione zgłoszenie treści do zablokowania? Można ale są to przykłady które pokazują całkowitą niedoskonałość tej kwestii.

Wielki spór o tę odpowiedzialność ciągnie się w USA. Wytwórnia Warner wysyłała do serwisu Hotfile generowane maszynowo żądania usunięcia treści w tym wiele bezpodstawnych. Spraw trafiła do sądu, lecz wcale nie doszło do ukarania Warnera, bo wytwórnię stać na dobrych prawników i długie procesy. Warner przekonuje przed sądem, że nie może odpowiadać za błędy ... maszyn!

Innym przykładem jest przyzwolenie na cenzurę za porozumieniem obu stron, przykładem jest inny przypadek z USA, gdzie wytwórnia Universal i serwis YouTube zawarły umowę, na mocy której YouTube zdecydowało się nie pozywać wytwórni za nieuzasadnione zgłoszenia treści do zablokowania. Czyli w ten sposób jeden podmiot dał drugiemu przyzwolenie na CENZUROWANIE treści publikowanych przez użytkowników, a wszystko w ramach istniejącego prawa.



Trzy grosze od "artystów".

Jak wspominałem na początku do niedawna projekt ustawy zakładał sporo kontrowersji ale po interwencji "artystów" zmieniono jeden istotny paragraf, który jeszcze bardziej promuje rozwiązania nie do przyjęcia.
Ustawa miała dać wyszukiwarkom pewność, że nie muszą one sprawdzać swoich wyników wyszukiwania pod kątem tego, czy kryjące się za nimi treści są zgodne z prawem. 
Niestety dziś Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji poinformowało, że wyłączenia dla wyszukiwarek nie będą ujęte w ustawie. Dlaczego? Bo poprosili o to filmowcy i muzycy.
 
16 lutego Stowarzyszenie Filmowców Polskich wraz z innymi stowarzyszeniami twórców wystosowało list do premiera Donalda Tuska, który był ni mniej, ni więcej tylko skargą na poczynania ministra Michała Boniego.
Już 18 lutego odbyło się spotkanie ze "środowiskami twórczymi". Zakończyło się ono "uspokojeniem artystów", jednak dopiero 26.02.2013r. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji powiedziało dokładnie, co artyści uzyskali. Z projektu ustawy zniknął artykuł 12a, który miał zapewniać wyszukiwarkom wyłączenie odpowiedzialności. 
Samo zrezygnowanie z art. 12a to jedno, ale nieco oburzać może fakt, że doszło do tego właściwie w ostatniej chwili. Co zabawne, artyści, skarżąc się premierowi na działania Boniego, podnieśli właśnie ten argument, że MAC potrafi zmienić przepisy na czyjąś prośbę już po zakończeniu konsultacji...



I tradycyjne komentarze:


"Art. 35 Kpa, § 3. Załatwienie sprawy wymagającej postępowania wyjaśniającego powinno nastąpić nie później niż w ciągu miesiąca, a sprawy szczególnie skomplikowanej - nie później niż w ciągu dwóch miesięcy od dnia wszczęcia postępowania, zaś w postępowaniu odwoławczym - w ciągu miesiąca od dnia otrzymania odwołania."
Czyli tak: Jak właściciel strony/domeny pisze do "Boniego" - to ten ma DWA MIESIĄCE na odpowiedź (na samą odpowiedź, Kpa nie wspomina o czasie w jakim władza ma naprawić swój błąd lub wyrządzone bezprawie). Natomiast jak "Boni" napisze do właściciela strony/domeny to ten ma TRZY DNI na naprawę tego co zostało arbitralnie przez kogoś tam uznane za bezprawie. A jak nie naprawi to zaczną się proceduralne szykany - rewizje, konfiskaty, przesłuchania itp atrakcje.
@Marcin Maj - i ty masz jeszcze jakieś wątpliwości czy trzy dni to odpowiedni termin?! Twoje wątpliwości brzmią jak "można wątpić czy bezczelna dyskryminacja, cenzura i szantaż są sprawiedliwe" albo "można wątpić w zasadność art 35 Kpa".
Dlaczego w tym przypadku zawieszać Kpa? Niech "usługodawca" ma również dwa miesiące na odpowiedź (odpowiedź, a nie konkretne działanie). W tym czasie może każdy wniosek o usunięcie wysłać (można to prosto zautomatyzować) do właściciela/autora treści, który z kolei może się do niego ustosunkować - np trochę zmienić swój komentarz albo przedstawić argumenty na bezzasadność wniosku. W ciągu TRZECH dni tego się zrobić nie da, więc cała ta ustawa to oczywiste dążenie do wprowadzenia cenzury rozumianej jako przymus usuwania treści arbitralnie uznanych przez władzę za nieodpowiednie pod szantażem prześladowań i szykan procedurami policyjno-prokuratorsko-sądowymi.
I żeby nie było - należy walczyć z chamstwem w necie, ale zwalczanie nie może polegać na cenzurowaniu osób i poglądów tylko tępieniu chamskich zachowań i słów bez względu na osoby chama i jego ofiary. Albo określone zachowanie jest dopuszczalne - dla każdego - albo jest niedopuszczalne - dla wszystkich. Niech politycy najpierw nauczą kultury Niesiołowskiego albo Wojewódzkiego zanim zaczną wysyłać do nas nakazy cenzorskie z 3 dniową wykonalnością.
I jeszcze na koniec - dlaczego ten projekt nie jest podpisany? Sam się napisał? Pracownicy RCL to tajni agenci objęci ochroną tożsamości? Co to za państwo, w którym prawo pisane jest przez ludzi wstydzących sie pod nim podpisać i wziąć odpowiedzialność?! Czy bez podpisów taką treść można w ogóle uznać za dokument będący podstawą konsultacji?