Retrospect Workshop

Retrospect Workshop
Gry Reklamowe - Projektowanie WWW - Grafika Reklamowa

czwartek, 7 czerwca 2018

To koniec Internetu jaki znamy. Artykuł 11 i 13 o to zadba.


Idzie nowa “ACTA”. Po tej decyzji UE możemy zapomnieć o internecie jaki znamy
Nie będzie można publicznie dzielić się linkami, każde zdjęcie i film będą sprawdzane przed wrzuceniem. Mali wydawcy i twórcy treści znikną, zostaną tylko internetowi giganci. Nie będzie nawet memów. Taka przyszłość zapisana jest w europejskiej dyrektywie.
Dyrektywa UE może poważnie zaszkodzić otwartemu internetowi

Zbliża się data głosowania w Parlamencie Europejskim nad dyrektywą o prawach autoskich i jednolitym rynku cyfrowym. Aktywiści alarmują, że jeśli przepisy wejdą w takiej formie, w jakiej są dziś, to mogą "zniszczyć internet jaki znamy".

Więcej problemów niż korzyści
W założeniu Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego, dyrektywa dotycząca prawa autorskiego i jednolitego rynku cyfrowego ma chronić twórców treści (np. portale internetowe), dać im większe prawa oraz przeciwdziałać plagiatom i kradzieży ich oryginalnych materiałów. Ma im też dać poważny zastrzyk finansowy. Oczywiście nie bezpośrednio. Zapłacą za to inni użytkownicy Internetu.

Dyrektywie w obecnej formie sprzeciwiają się liczne organizacje pozarządowe, aktywiści, europarlamentarzyści, a nawet sami wydawcy, którzy mogliby potencjalnie zarobić na zmianach. Alarmują, że może to być śmierć wolnego internetu.

"Czarna 11", czyli brak linków
Najgroźniejsze są dwa artykuły: 11 i 13. Pierwszy mówi o zakazie udostępniania skrótów wiadomości i artykułów na portalach społecznościowych (Facebook, Twitter), agregatorach linków (Wykop) czy aplikacjach newsowych (Squid). Dziś możemy bez problemów i, co ważniejsze, bezpłatnie dzielić się interesującymi linkami, którymi zawsze towarzyszą krótkie podsumowania (ang. snippet). Artykuł 11. wspomnianej dyrektywy chce to zmienić.

Mając na względzie dobro finansowe portali informacyjnych, Komisja chce, aby udostępnianie fragmentów ich materiałów było płatne. Czyli Facebook, Twitter, Google czy Wykop musiałyby wykupić specjalną licencję od każdego wydawcy, aby użytkownicy mogli udostępniać ich treści.

Zdaniem przeciwniczki nowego prawa, eurodeputowanej Julii Redy z niemieckiej Partii Piratów, artykuł 11. dyrektywy ograniczy możliwość nie tylko dzielenia się artykułami, ale także samego linkowania, bo tym zawsze towarzyszy jakiś opis, nawet w samym adresie. Eurodeputowana mówi też, że dyrektywa zagrozi wolności wypowiedzi i dostępu do informacji, wzmocni problem fake newsów, zniechęci do budowania start-upów poświęconym informacjom i osłabi pozycję małych wydawców.

O negatywnym efekcie artykułu 11 na przepływ informacji, wolność wypowiedzi i rynek informacyjny wypowiada się wielu naukowców, a także samych wydawców, którzy potencjalnie mogliby zyskać na wejściu w życie wspomnianej dyrektywy.

"Pechowa 13", czyli "automatyczna cenzura"
Artykuł 13 mówi natomiast o wprowadzeniu tzw."automatów cenzurujących". W obecnej formie przepisy zawarte w artykule przewidują, że właściciele stron internetowych, na które użytkownicy mogą wrzucać obrazy, wideo i muzykę, będą musieli automatycznie sprawdzać każdy materiał jeszcze przed jego wrzuceniem. Wszystko po to, by upewnić się, że nie narusza praw autorskich.

Jakie tutaj powstaje zagrożenie? Świetnym przykładem jest YouTube, na którym działają właśnie takie algorytmy. Mają one za zadanie usuwać lub demonetyzować (odbierać przychody z reklam) materiały wideo, które naruszają prawa autorskie. Jeśli np. wrzucę klip Metalliki lub nagranie telefonem z ich koncertu, to algorytm je usunie. W niektórych przypadkach (w zależności od decyzji dystrybutora) wideo może pozostać, ale nie będę mógł na nim zarabiać dzięki reklamom. W takim przypadku zyski oddawane są właścicielowi praw autorskich.

Przykładów nie brakuje
Niestety, algorytmy nie zawsze są w stanie ocenić kontekst, w jakim pojawia się muzyka lub obrazy, co do których można mieć zastrzeżenia. I tak np. zablokowane zostało wideo z mruczącym kotem czy z dzieckiem śpiewającym piosenkę. Zablokowane zostało też wideo z wykładu, na którym w tle słychać było fragment utworu muzycznego, a NASA straciła własne wideo z Marsa.

Innym przykładem błędnego działania lub nadużywania algorytmów jest przypadek serialu "The Family Guy". Twórcy kreskówki wykorzystali w niej fragment nagrania, które wzięli z YouTube'a. Gdy odcinek znalazł się w serwisie, to automat oznaczył oryginalny materiał jako plagiat i go usunął.

Pozostawienie decyzji automatycznym programom może prowadzić też do innych, poważniejszych skutków. Z YouTube'a zniknęły tysiące filmów dokumentujących wojnę w Syrii, bo algorytm uznał je za materiały terrorystyczne.

W innym, absurdalnym przypadku strona Warner Bros. została zablokowana na życzenie… Warner Bros. Wszystko przez to, w jaki sposób działa ściganie plagiatów, piratów i blokowanie materiałów. Producenci i dystrybutorzy zlecają to zadanie zewnętrznym firmom. Te zewnętrzne firmy polegają na automatycznych algorytmach, które przeszukują miliony stron w internecie i automatycznie wysyłają żądania zablokowania treści. Strony (np. YouTube) w obawie przed pozwami o naruszenie praw autorskich automatycznie blokują sporne materiały. Wszystko dzieje się bez udziału człowieka.

Coś podobnego spotkało muzyka zespołu Against Miracle of Sound, któremu YouTube zablokował wideo, na którym wykonuje własny utwór.

Winny, dopóki nie udowodni niewinności
Według Julii Redy wprowadzenie “maszyn cenzurujących" może ograniczyć wolność wypowiedzi, bo nie będzie można wykorzystywać fragmentów lub przerabiać innych materiałów. Przepisy mają wprowadzić też niebezpieczny stan “winy, dopóki nie udowodni się niewinności". Jeśli materiały będą automatycznie blokowane, to twórcy będą musieli udowodnić, że ich prace są legalne. Otwarte projekty, takie jak Wikipedia czy start-upy, mogą mieć mocno utrudnione życie lub całkowicie znikną z internetu. Z dyrektywy mogą teoretycznie mogą cieszyć się internetowi giganci, bo jako nieliczni będą mieli środki i technologie do zbudowania "maszyn cenzurujących", tym samym pozbędą się konkurencji.

Oprócz problemów, jakie może przysporzyć już samo wprowadzenie artykułów 11 i 13, kolejnym jest sposób ich wprowadzenia. Stowarzyszenie Communia, które działa na rzecz rozszerzenia domeny publicznej i umożliwienia łatwiejszego korzystania z prac innych, ostrzega, że artykuł 13. jest napisany chaotycznie i powinien być całkowicie usunięty.

Na kilka dni przed głosowaniem Komisji były trzy wersje artykułu 13. Według Communii wszystkie trzy były "okropne", a różniły się tylko stopniem skomplikowania języka, nie dając znaczącej ochrony podmiotom, których będą dotyczyć, czyli społeczności internetowych.

Dodatkowo, ponieważ kraje nie były w stanie się dogadać co do tego, kiedy za linki powinny być pobierane opłaty, a kiedy nie, w dyrektywie zawarto zapis, że każdy kraj UE będzie samodzielnie określał te przepisy. Według Julii Redy stworzy to niewyobrażalny bałagan, będzie realnie oznaczać wprowadzenie przepisów najbardziej restrykcyjnego kraju w całej UE i jest praktycznie przeciwieństwem "jednolitego rynku cyfrowego".

Communia alarmuje, że tekst artykułu 13. jest napisany w tak ogólnikowy sposób, że można go interpretować na różne sposoby i wymaga od właścicieli stron niemożliwego. Według zapisów administratorzy powinni np. sprawdzać, czy do żadnego materiału nikt na świecie (żyjący lub nie) nie ma przypadkiem praw autorskich. Według Communii przepisy określone w ten sposób mogą poważnie zaszkodzić internetowemu biznesowi, przepływowi informacji i wolności wypowiedzi.

Głosowanie w Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego zaplanowane jest na 20/21 czerwca.

źródło:
https://tech.wp.pl/idzie-nowa-acta-po-tej-decyzji-ue-mozemy-zapomniec-o-internecie-jaki-znamy-6258112905889921a

środa, 15 lutego 2017

CETA przyjęta przez EuropOsłow na złość Trumpowi

Parlament Europejski przegłosował dziś zatwierdzenie unijno-kanadyjskiej umowy o wolnym handlu CETA. Debata przed głosowaniem stała się manifestacją przeciwko protekcjonizmowi i krytyką polityki handlowej prezydenta USA Donalda Trumpa.

Za ratyfikacją opowiedziało się 408 z prawie 700 europosłów, którzy wzięli udział w głosowaniu. Wielu deputowanych podczas debaty poprzedzającej głosowanie podkreślało, że w czasie gdy Stany Zjednoczone z nowym prezydentem na czele zamykają się na świat, Europa musi pokazać, że idzie w zupełnie innym kierunku. Zakłada się, że porozumienie wpłynie na zwiększenie wzajemnych obrotów handlowych, usług oraz inwestycji. Szacuje się, że eksport wzrośnie o 20 procent.

– Patrzymy na Donalda Trumpa, który wypowiedział TPP, który chce budować mury na granicach, my jako Europejczycy chcemy w tym dniu, tym głosowaniem udowodnić, że nie budujemy murów, lecz mosty – mówił szef największej frakcji w PE, Europejskiej Partii Ludowej, Manfred Weber.

Umowa budzi spore obawy wśród organizacji pozarządowych, związków zawodowych i obrońców środowiska. W czasie gdy europosłowie decydowali o zgodzie na CETA, przed budynkiem Parlamentu Europejskiego odbywał się protest przeciwników porozumienia. Manifestacja opóźniła rozpoczęcie posiedzenia. Tuż przed głosowaniem zgromadzeni aktywiści krzyczeli do europosłów "Stop CETA! Stop CETA!".

Umowa wymaga jeszcze ratyfikacji przez parlamenty krajów członkowskich UE. Większość jej zapisów, dotyczących ceł, dzięki zgodzie PE będzie jednak stosowana tymczasowo jeszcze przed zakończeniem całego procesu ratyfikacyjnego.


Ponadto Parlament przyjął porozumienie o Partnerstwie Strategicznym pomiędzy Unią i Kanadą, które wzmocnić ma współpracę w ramach polityki zagranicznej, bezpieczeństwa, przeciwdziałaniu terroryzmowi. Umowa reguluje też relacje w zakresie kultury i badań naukowych.

Wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej Marian Piłka zapowiedział, że akcje protestacyjne będą trwały aż do zakończenia procesu ratyfikacji przez polski Sejm.

Na mocy uchwały Sejmu z 6 października 2016 r. do ratyfikacji umowy CETA przez Sejm będzie potrzebnych 2/3 głosów. Odrzucono poprawkę klubu Kukiz'15, że ratyfikacja musi się odbyć w referendum.


"Przyjęcie CETA zagraża suwerenności Polski. Umowa ta przewiduje praktyczną rezygnację z kontroli państwa polskiego nad działającymi na jego terytorium międzynarodowymi korporacjami. Nadaje nawet tym korporacjom prawo do uczestniczenia w procesie ustawodawczym - łącznie z możliwością jego zastopowania" 

Przewidywana przez umowę możliwość zaskarżania ustaw i rozporządzeń rządowych do międzynarodowego arbitrażu i domagania się odszkodowań za tzw. utracone korzyści, oznacza pozbawienie się przez państwo możliwości ochrony prawnej własnych obywateli i rezygnację z prowadzenia własnej polityki zagranicznej.

Poseł Kukiz'15 Tomasz Rzymkowski zwrócił uwagę, że postanowieniom CETA będą podlegały amerykańskie firmy posiadające przedstawicielstwa w Kanadzie. "Dzięki temu CETA w praktyce zastąpi TTIP (Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji - PAP) - kontrowersyjną umowę o wolnym handlu między USA a UE, o której w ostatnich miesiącach zrobiło się nieprzypadkowo cicho" - skomentował.

Zdaniem posła Kukiz'15 Jarosława Sachajki CETA uderzy w polskie rolnictwo, które nie będzie w stanie konkurować z kanadyjskim. "Polskie rolnictwo jest najsilniejszą branżą gospodarki znajdującą się jeszcze w polskich rękach, a CETA jest zagrożeniem dla istnienia dziesiątków tysięcy polskich gospodarstw rolnych" - powiedział.




Komentarze:
marzan : Klasyczna polityka "na złość babci odmrożę sobie uszy". Trump robi coś racjonalnego, no to Unia łup - zrobi na odwrót! Żeby dziadowi pokazać! Pewnie lada dzień tłumy łowców unijnych ruszą do Afryki, Azji a może i Meksyku, by siłą łapać tam imigrantów i ich przewozić masowo do Europy - na znak niezgody przeciwko murowi, którym się Donald chce od imigrantów oddzielić.

Oj, ciężkie czasy nadchodzą, nieszczęśni poddani unijnych baranów rządzących, ciężkie czasy..

maciek_g : Wyście już zbudowali mosty, którymi islamscy terroryści lezą do Europy tylko po to, żeby nas pozabijać w imię swojej religii. Teraz zbudowaliście mosty którymi tania, modyfikowana genetycznie, szkodliwa żywność wpłynie do Europy. A za kilka lat będziecie od swoich trucicieli kupować leki na raka i inne choroby powodowane przez GMO. Globalizacja to zło i naszym obowiązkiem jest się mu przeciwstawić.

wyborca : Czyli PE na zlosc Trumpowi zakpil, po raz kolejny, z obywateli UE. Taka demokracja I prawodzadnosc a la Bruksela. Wybory we Fracji juz niedlugo. Mam nadzieje, ze wyborcy (w tym bankrutujacy rolnicy I hodowcy zwierzat) dadza wyraz swojego niezadowolenia przy urnach; bo widac ich apele I protesty splynely I splywaja po eurokratach jak woda po kaczce.

PS. Tym razem onet usunął artykuł z głównej strony dosłownie po kwadransie.

Źródło:
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/parlament-europejski-ratyfikowal-umowe-o-wolnym-handlu-ceta/sjpk6zg

http://fakty.interia.pl/raporty/raport-ceta/aktualnosci/news-kukiz-15-i-prawicy-rzeczypospolitej-apeluja-ws-umowy-ceta,nId,2352465

piątek, 28 października 2016

Belgia ulega i daje zielone światło dla CETA, Walonia zastraszona czy przekupiona!

Belgijska telewizja RTBF poinformowała, że jest porozumienie przedstawicieli rządu z regionami w sprawie umowy handlowej Unii Europejskiej z Kanadą.


Potwierdził to oficjalnie premier Belgii Charles Michel. Michel dodał, że w odpowiedzi na obawy wyrażane wobec umowy CETA przez Walonię, region Brukseli i wspólnotę francuskojęzyczną, uzgodniona została wspólna deklaracja.Taki jest wynik negocjacji przedstawicieli federalnego rządu z przedstawicielami regionów i społeczności językowych.
Do tej pory nie było porozumienia, bo blokowała je Walonia, jeden z belgijskich regionów.
Wspólna, belgijska deklaracja została przekazana organom UE: Radzie Europejskiej i Komisji Europejskiej oraz ambasadorom państw członkowskich, bowiem belgijskie porozumienie musi zostać zaakceptowane przez pozostałych partnerów unijnych. Jeśli zaakceptują ten dokument, możliwe będzie podpisanie umowy na szczycie Unia Europejska - Kanada. Kiedy to nastąpi - wciąż nie jest wiadomo.
"Cieszę się z dobrych informacji przekazanych przez premiera Charlesa Michela. Jak tylko wszystkie procedury dotyczące podpisania CETA przez UE zostaną sfinalizowane, skontaktuję się z premierem (Kanady) Justinem Trudeau" - napisał na Twitterze szef Rady Europejskiej Donald Tusk.
Szef kanadyjskiego rządu do ostatniej chwili był gotowy przylecieć do Brukseli na zaplanowany na czwartek szczyt UE-Kanada. Porozumienie, które otwiera drogę do podpisania CETA, zostało zawarte jednak zbyt późno.
Jak poinformowały PAP źródła dyplomatyczne w Brukseli, w czwartek po południu odbędzie się spotkanie ambasadorów państw unijnych, którzy zapoznają się z wypracowanym w ramach wewnątrzbelgijskich negocjacji ustaleniami. Chodzi o deklarację, która ma rozwiewać wątpliwości dotyczące zapisów umowy, dotyczących m.in. sądu inwestycyjnego i importu produktów rolnych.
Jeszcze w czwartek rano Preben Aamann, rzecznik przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska poinformował, że szczyt w Brukseli, na którym miała zostać podpisana umowa o wolnym handlu między Unią Europejską a Kanadą (CETA), nie odbędzie się w czwartek jak planowano. Początkowo planowano, że szczyt rozpocznie się o godz. 16. Wszytko zależało od tego, czy Belgia uzgodni wspólne stanowisko i da ostateczną zgodę na podpisanie umowy.
- Zadbaliśmy, by umowa UE-Kanada gwarantowała polskie interesy bardziej, niż dotąd umowy Polska-Kanada - podkreśliła premier Beata Szydło. Dodała, że rząd nie zgodzi się na rozwiązania, które byłyby dla Polski niekorzystne, a jakiekolwiek decyzje w sprawie CETA muszą być w Polsce ratyfikowane.
Na konferencji prasowej premier odpowiadała na pytanie o informacje, że w Belgii doszło do porozumienia w sprawie umowy CETA. Przedstawiciele belgijskiego rządu federalnego i regionów porozumieli się w czwartek w sprawie spornych punktów, które uniemożliwiały zgodę Belgii na zawarcie umowy o wolnym handlu między Unią Europejską a Kanadą (CETA). Premier Belgii Charles Michel poinformował, że uzgodniona wspólna deklaracja została przekazana organom UE: Radzie Europejskiej i Komisji Europejskiej, bowiem belgijskie porozumienie musi zostać zaakceptowane przez pozostałych partnerów unijnych. Wcześniej w czwartek odwołany został szczyt, na którym umowa UE-Kanada miała być podpisana.

Szydło komentuje porozumienie

- To na pewno nie jest umowa naszych marzeń, ale to jest też umowa, która - dzięki temu, że zadbaliśmy o to w Polsce, ażeby były duże gwarancje dla interesu polskiego państwa, która będzie umową, w opinii polskiego rządu, również i parlamentu - bo przypomnę, że polski parlament przyjął stosowną uchwałę dotyczącą przyjęcia umowy CETA - która będzie bardziej gwarantowała interesy polskie niż do tej pory istniejące umowy pomiędzy Polską a Kanadą - powiedziała premier Szydło.
Podkreśliła przy tym, że "jakiekolwiek decyzje, które będą zapadały, dotyczące tej umowy, w Polsce muszą być ratyfikowane większością 2/3 głosów".
- To jest naprawdę bardzo, bardzo mocne zabezpieczenie. I naprawdę nie będzie zgody polskiego rządu, rządu PiS, aby wprowadzać rozwiązania, które byłyby niekorzystne dla Polski - oświadczyła premier.
Zaznaczyła, że strona polska w sprawie umowy CETA zabezpieczyła się i sprawdziła bardzo dokładnie. - Wiem, że najwięcej dyskusji budziło to, czy jest to umowa, która będzie dotykała bardzo wrażliwego rynku, jakim jest rynek rolno-spożywczy. Tutaj też jest pewność, że są pełne zabezpieczenia i nie będzie to tego obejmowało - powiedziała szefowa rządu.
W kontekście sytuacji, jaka powstała w związku ze sprawą umowy CETA, Szydło stwierdziła, że "podejmowanie decyzji w Unii Europejskiej w tej chwili wśród państw członkowskich przebiega bardzo, bardzo trudno".
- Od momentu, kiedy Wielka Brytania postanowiła opuścić UE, widać bardzo wyraźnie pogłębiający się kryzys decyzyjny i umowa CETA była m.in. również w ten sposób odbierana przez wiele państw członkowskich, że oto nie ma zgody wśród państw członkowskich, nie potrafimy dogadać się w tej bardzo ważnej sprawie - mówiła premier.
Ale - jak podkreśliła - w UE toczy się obecnie "bardzo dużo poważniejszych dyskusji, które dotykają kwestii bezpieczeństwa, naszych relacji z Rosją chociażby". - Brak zgody w przypadku takiego porozumienia, jakim jest porozumienie handlowe, a więc można by powiedzieć, że dotykające bardzo rynku wewnętrznego UE, brak takiego porozumienia źle wróży i źle rokuje na przyszłość - stwierdziła szefowa rządu.
Szydło przypomniała problem ratyfikacji umowy UE z Ukrainą, na co zgody nie wyraziła Holandia. - Te kolejne konflikty i kryzysy prowadzą do tego, że UE staje się coraz słabsza i to jest dowodem również i na to, że powinniśmy bardzo mocno i głośno mówić o konieczności reform i te reformy w UE przeprowadzić - powiedziała premier.
źródło: http://www.money.pl/gospodarka/unia-europejska/wiadomosci/artykul/ceta-belgia-porozumienie,71,0,2179655.html
KOMENTARZE:
Kanada liczy 35 mln mieszkańców, UE ponad 500 mln - jaki to jest rynek zbytu dla UE?!?

Dokument nie podzielony na części liczy 1598 stron w języku angielskim, polskiej wersji w jednym dokumencie nie znalazłem http://trade.ec.europa.eu/doclib/docs/2014/september/tradoc_152806.pdf
Kanada i częściowo USA zostały sprowadzone do roli krajów surowcowych, Meksyk jest dostarczycielem taniej siły roboczej.
Większość małych firm i farm rodzinnych już padła, reszta jest systematycznie wykańczana przez wielkie, międzynarodowe korporacje. Nastąpił gwałtowny wykup ziemi przez korporacje, kto się nie poddał, jest systematycznie ciągany po sądach. Wielkie farmy albo muszą produkować żywność genetycznie modyfikowaną albo lądują w sądach bo wiatr nawiał nasiona zmodyfikowane z innych farm, które taką żywność już produkują.
"Doradca" Tuska i rządu popslu - Jan Krzycho Bielecki rozbrajająco przyznał, że ani on ani jego koledzy zajmujący się negocjacjami umowy nie czytali "bo kto by przebrnął przez te 1600 stron"... A teraz tzw. "opozycja" - popsl narzeka, że CETA to zagrożenie - a gdzie byli w czasie negocjacji? Pewnie podstawiali lewakom z EU plecy do poklepania w drodze na ośmiorniczki...

Umowa CETA jest bazowana na umowie NAFTA (Kanada, Meksyk, USA) podpisanej w 1994 roku. NAFTA doprowadziła Meksyk do katastrofy gospodarczej, na 20 państw Am. Południowej, Meksyk jest na 18 miejscu jeśli chodzi o PKB (ledwo 1% wzrostu).

Cała ta propaganda wokół "pożytków" z CETA jest g...o warta, tu chodzi tylko o zyski dla wielkich korporacji i tzw. wydymanie słabszych państw do których Polska się niestety zalicza, dzięki komuszej okupacji i nie-rządów złodzieji z post-prlu. Znani kombinatorzy Jan K. Bielecki (prawdziwe nazwisko Izaak Blumenfeld) do spółki z Leszekiem Balcerowiczem (Aaron Bucholtz) i Januszem Lewandowskim (Aaron Langman) wspomagani politycznie przez Lecha Wałęsę (Lejba Kohne) i Aleksandera Kwaśniewskiego (Izaak Stoltzman) oraz medialnie przez Adama Michnika (Aaron Szechter) i Jerzego Urbana (Josek Urbach) doprowadzili najpierw do upadku polskie przedsiębiorstwa a potem za bezcen oddali "swoim".

wtorek, 4 października 2016

Veto Ziobry w sprawie CETA.

Protesty w sprawie projektu ustawy antyaborcyjne i związane z tym czarne marsze kobiet to ewidentnie temat zastępczy. Od czego tym razem odciąga naszą uwagę. Prawdopodobnie od umowy CETA, młodszej siostry TTIP, której protoplastą była ACTA i amerykańska NAFTA.

Poniżej artykuł zamieszczony na stronie onetu:

W rządzie wciąż nie ma zgody na poparcie kontrowersyjnej umowy CETA, która proponuje zniesienie niemal wszystkich ceł i barier pozataryfowych oraz liberalizację handlu usługami między Unią Europejską a Kanadą. Największym jej przeciwnikiem jest minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

To ze względu na ostry sprzeciw wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, który na polecenie Ziobry przekonywał, by wbrew zaleceniom Morawieckiego nie przyjmować umowy, na ostatnim posiedzeniu rządu nie udało się wypracować wspólnego stanowiska ws. CETA. A to Polska musi przyjąć niezwłocznie, gdyż porozumienie ma być zawarte w październiku podczas szczytu UE–Kanada.
Jak twierdzą źródła Onetu w gabinecie Beaty Szydło, to Zbigniew Ziobro hamuje najbardziej przyjęcie umowy, wskazując przy tym na liczne zagrożenia, które mogą wynikać z nowego porozumienia handlowego. Po drugiej stronie rządowego frontu stoi wicepremier Mateusz Morawiecki, odpowiedzialny za finanse i gospodarkę kraju, który w poparciu CETA ma upatrywać szansę na ściągnięcie do Polski kanadyjskich inwestorów.
Dlaczego Ziobro blokuje CETA? Według resortu sprawiedliwości porozumienie to może ograniczyć suwerenność Polski w zakresie właściwości sądowej. Jak?  Zgodnie z CETA ewentualne spory z Polską korporacji u nas inwestujących rozstrzygać będzie sąd arbitrażowy złożony z przedstawicieli Kanady, UE i osób trzecich. Przedstawicieli Kanady będzie pięciu, natomiast Polska nie ma gwarancji, że w skład arbitrażu wejdzie jakikolwiek Polak. Według Ziobry taka konstrukcja rozwiązywania sporów pozbawia Polskę równych praw.
Ponadto Ministerstwo Sprawiedliwości wskazało podczas ostatniego posiedzenia rządu, że CETA ograniczy swobodę stanowienia w Polsce prawa. Mianowicie – zdaniem resortu - firmy kanadyjskie będą mogły pozywać Polskę, jeśli nastąpią niekorzystne dla nich zmiany w prawie, np.: wzrost płacy minimalnej, co przełoży się na zwiększeniu kosztów prowadzenia działalności w Polsce. Ministerstwo powoływało się na podobny przypadek, w którym przedsiębiorcy francuscy pozywali rząd Egiptu za podwyższenie płacy minimalnej na podstawie podobnej umowy do CETA.
Resort kierowany przez Zbigniewa Ziobrę wskazał także na błędy w tym zakresie poczynione w trakcie negocjacji prowadzonych przez poprzedni rząd. Jak twierdzą źródła Onetu, wątpliwości zgłoszone przez Ziobrę wzbudziły gorącą dyskusję i spowodowały, że rząd odłożył sprawę przyjęcia stanowiska ws. CETA o kolejny tydzień. We wtorek dyskusja ponownie powróci na forum rządu. Pytaniem zasadniczym jest, czy Ziobro wygra bitwę o CETA z Morawieckim?
Wynegocjowane w 2014 r. Całościowe Gospodarcze i Handlowe Porozumienie UE–Kanada (CETA), jak i wciąż negocjowane między Unią Europejską a USA Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) wzbudzają w Europie wiele kontrowersji. Głównym celem umów jest pobudzenie wymiany handlowej i inwestycyjnej po obu stronach Atlantyku, a także zniesienie większości ceł i barier pozataryfowych. Przeciwnicy porozumień twierdzą, że CETA to "młodsza siostra TTIP", która m.in. "tylnymi drzwiami" wprowadzi do UE żywność GMO.

Źródło: http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/brak-zgody-w-rzadzie-ws-ceta-weto-ziobry/5r01d0

Czym jest CETA? Polecam film na YT https://youtu.be/KgHEhEoX1Tw

Umowa handlowa z Kanadą to zagrożenie dla naszego zdrowia, miejsc pracy oraz demokracji. Niby podpisana z Kanadą, ale to zwykła zasłona dymna, bo tak naprawdę daje nowe, wielkie uprawnienia amerykańskim korporacjom, które będą mogły pozywać UE.
Wspólnie możemy ją zatrzymać. PODPISZ APEL

http://akcjademokracja.pl/ceta

czwartek, 8 maja 2014

TISA - kolejne ACTA pod przykrywką?

Polscy i unijni politycy coraz częściej rozmawiają z kimś o TTIP i mówią o przejrzystości, ale półgębkiem. Tymczasem warto wiedzieć, że umowa TTIP może mieć jeszcze jednego braciszka o nazwie TISA czyli Trade in Services Agreement.
Porozumienie TTIP powoli staje się legendą – nikt go nie widział, ale wszyscy o nim mówią. Politycy nie próbują już udawać, że temat nie istnieje (tak robili niegdyś z ACTA). Teraz starają się „rozmawiać o TTIP” i to w taki sposób, aby rzekomo uzyskiwać jakieś ważne dla nas zapewnienia.
 Niestety rzadko słyszymy, aby politycy twardo domagali się przejrzystości.
Przykładowo wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński spotkał się z głównymi negocjatorami TTIP ze strony Unii Europejskiej i USA. Spotkanie miało miejsce wczoraj (7 maja) w Katowicach. Ministerstwo Gospodarki wypuściło krótki komunikat na temat spotkania. Wynika z niego, że wicepremier zwrócił uwagę na potrzebę uwzględnienia w TTIP tematyki dotyczącej energii i surowców. Polska oczekuje deklaracji ze strony USA dotyczącej liberalizacji tego obszaru poprzez eliminację restrykcji eksportowych w odniesieniu do ropy i gazu.
Co ciekawe, Piechociński poruszył temat przejrzystości. „Zarówno NGO jak i przedsiębiorcy oczekują pełnej informacji, zarówno ze strony Komisji Europejskiej jak i strony amerykańskiej, odnośnie stanowisk w poszczególnych obszarach negocjacyjnych. To ważny element budowy poparcia ze strony społeczeństwa obywatelskiego” – mówił Piechociński.
Niestety komunikat ministerstwa cytuje tylko wypowiedź ministra i nie wiemy jak do tej sprawy odnieśli się negocjatorzy. Możemy więc uznać, że Piechociński dostrzega społeczny nacisk na udostępnienie informacji, ale niewiele z tego wynika.

Innym naszym ministrem, który rozmawiał z kimś ostatnio o TTIP, był minister cyfryzacji Rafał Trzaskowski. Uczestniczył on w spotkaniu z Amerykańską Izbą Handlową (American Chamber of Commerce) i poruszał różne tematy m.in. mówił o nowelizacji ustawy o informatyzacji oraz o nowych zasadach ochrony danych w UE.Gdy minister Trzaskowski nawiązał do TTIP, zwrócił uwagę właśnie na kwestię ochrony danych. „To kluczowe, aby porozumienie utrzymywało wysokie standardy ochrony danych osobowych, które wypracowaliśmy w Europie” – mówił Trzaskowski. Dodał też, że kluczem do zaufania jest przejrzystość prowadzonych działań, ale komunikat MAC ze spotkania nic nie wspomina o jakimś mocnym stanowisku ministra w kwestii przejrzystości.

Warto jeszcze dodać, że umowa TTIP była tematem rozmów przedstawicieli UE i USA w ubiegły poniedziałek. Donosiła o tym Polska Agencja Prasowa. Komisarz UE ds. handlu Karel de Gucht (niegdyś wielki zwolennik ACTA) wspomniał o potrzebie większej przejrzystości. Uznał jednak, że trzeba się zgodzić na poufność z powodu ... życzeń strony amerykańskiej.
Cóż, widocznie życzenia amerykanów są dla polityków UE ważniejsze niż standardy demokracji w UE.

Mnożące się „rozmowy o TTIP” nie sprzyjają faktycznej przejrzystości. Politycy ciągle mówią o czymś, czego obywatele nie widzieli. W tej sytuacji budowana jest jakaś mglista legenda. Nie tylko nie ma większej przejrzystości niż przy ACTA, ale dodatkowo nasila się manipulacja informacjami z różnych stron.
Co ciekawe, podczas gdy politycy zagłębiają się w temat TTIP, niektórzy internauci już zaczynają pytać o inne porozumienie powstające w sekrecie. Tym porozumieniem jest TISA, czyli Trade in Services Agreement. Jak wynika z nazwy, to porozumienie ma dotyczyć współpracy handlowej w zakresie usług (także informacyjno-telekomunikacyjnych).
W negocjacjach TISA uczestniczą 23 strony, w tym Unia Europejska reprezentująca 28 krajów (liczona jako jeden uczestnik). Lista uczestników negocjacji niemal się pokrywa z listami krajów, które uczestniczą w rozmowach TTIP oraz TPP.
Nie wiadomo co dokładnie dzieje się w negocjacjach TISA, ale było już 5 rund negocjacji. Pierwsza runda miała miejsce na przełomie kwietnia i maja 2013 roku. Wówczas rozmowom przewodniczyli amerykanie. Piąta runda negocjacji miała miejsce niedawno – w lutym 2014 roku. Przewodniczyła jej UE.
Pewne informacje na temat TISA znaleźć można na australijskiej stronie rządowej. Nazwa porozumienia przewija się w różnych dokumentach USTR (amerykańskiego przedstawiciela ds. handlu). Są też opinie krytyczne. Jedną z nich wydała organizacja Public Services International, która organizowała niedawno protesty przeciwko TISA.
Nie wiadomo jaki dokładnie jest związek pomiędzy TISA, TTIP i TPP, ale sama liczba takich tajnych porozumień zaczyna być przytłaczająca.
Gdzie się podziała ta rzekoma lekcja wyniesiona z ACTA? Co z tego, że zaczynamy mówić o TTIP, skoro w drodze jest TISA, a jeszcze nie mamy pewności czym się skończy CETA? Co będzie później? TRIST, FIST, NIST, ZRAVT, META, VETA? Jeśli tego typu porozumień będzie coraz więcej, to nie tylko dyskutowanie o nich, ale nawet śledzenie ich wszystkich może stać się bardzo trudne.

Na podstawie: Dziennik Internautów (Autor: Marcin Maj)

poniedziałek, 24 marca 2014

Parlament Europejski grozi USA konsekwencjami za inwigilację i chce większego nadzoru służb. Tymczasem Polska mami zniesieniem wiz w zamian za inwigilację.

Podjęcie zdecydowanych działań w sprawie amerykańskiej inwigilacji uzyskało niedawno (12.03.2014r.) poparcie europosłów. Wezwali oni do zawieszenia kontrowersyjnych porozumień ze Stanami i zagrozili, że porozumienie handlowe TTIP nie uzyska zgody Parlamentu, jeśli nic się nie zmieni. TTIP mówiąc najprościej jest to obszerna umowa handlowa, która ma rozruszać gospodarkę UE i USA.

Bez wiz do USA, w zamian za walkę z piractwem i inwigilację? - TTIP

Możemy jeździć do USA bez wiz, jeśli zawarta będzie umowa TTIP - kusi rząd. Problem w tym, że umowa USA-UE może wpłynąć na internet, prawa autorskie oraz inwigilację.
Co ważne, TTIP nie powstaje w przejrzysty sposób. Proces tworzenia tej umowy do złudzenia przypomina prace nad umową ACTA, która w przeszłości wywołała ogromne oburzenie. Co więcej, TTIP podobnie jak ACTA, ma dotyczyć internetu i praw autorskich. Ta umowa może być również kartą przetargową w kwestii amerykańskiej inwigilacji.
W tym właśnie krytycznym momencie do gry wchodzi polski rząd. Wiceminister gospodarki Andrzej Dycha zapowiedział zniesienie wiz do USA dzięki umowie TTIP. Dycha stwierdził nawet, że "to prawie zdecydowane" choć nie jest pewny jakie dokładnie zapisy mają to zapewnić i gdzie te zapisy się znajdą. Miejmy też na uwadze, że musimy mu wierzyć na słowo, bo nikt nie widział projektu TTIP.

Bezwizowy ruch do USA może cieszyć, ale zanim wyobrazimy sobie siebie na amerykańskiej ziemi, przemyślmy to na spokojnie.
  • Nie wiemy co jest w TTIP. Rząd niezbyt wiele o tym mówi. Prace nad umową są tak samo nieprzejrzyste, jak były w przypadku ACTA.
  • W tej sytuacji przedstawiciel rządu nie ujawnia żadnych konkretów, tylko informacje pochodzące nie wiadomo skąd. Dziwnym trafem są to same smaczne kąski.
  • Będziemy jeździć bez wiz do USA! Hura! Tylko czy ktoś z ministerstwa gospodarki skomentuje ujawnione wycieki i pojawiające się wcześniej obawy?
  • Polskie zachwalanie TTIP dziwnym trafem pojawia się akurat tydzień po tym, jak Parlament Europejski zagroził Stanom nieudzieleniem zgody na tę umowę, w trosce o naszą prywatność.
  • Zniesienie wiz nie jest równoznaczne z przyzwoleniem na pracę zarobkową w USA a wiele osób ma w tym względzie błędne mniemanie.
Innymi słowy przedstawiciel polskiego rządu działa wbrew intencjom Parlamentu Europejskiego i ujawnia wybrane strzępki informacji w celu wypromowania czegoś, co powinno być jawne i dobrze przemyślane przed podpisaniem. To tworzenie pozorów przejrzystości. Wszystko po to, by wpoić ludziom przekonanie, że TTIP to coś, od czego zależy bezwizowy ruch do USA. Tak nie jest. TTIP to będzie dość obszerny dokument dotyczący wielu kwestii.

Na koniec warto odnotować, że dnia 14 marca Komisja Europejska poinformowała o kończeniu czwartej rundy negocjacji TTIP. Wiemy tyle, że rozmawiano m.in. o małych i średnich firmach. Opublikowano nawet specjalny dokument poświęcony temu problemowi, ale nie myślcie, że czytając ten dokument poznacie TTIP. Ten dokument jest tylko ulotką promocyjną. Mówienie o ruchu bezwizowym to tylko działanie promocyjne.

Źródło: Dziennik Internautów (di.com.pl)

czwartek, 28 lutego 2013

UŚUDE - krok w stronę cenzury?

UŚUDE - krok w stronę cenzury? Tak i to milowy! Szczególnie po ostatnich naciskach "artystów" na Ministerstwo Administracji i Cyfracji i wprowadzeniu zmian do projektu nowelizacji Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (UŚUDE), zmian które wprowadzono w ostatniej chwili i to już po zakończonych konsultacjach w których przecież "artyści" brali udział wcześniej.

Jeszcze tydzień temu (22.02.2013r.) projekt ustawy zawierał sporo treści kontrowersyjnych w szczególności dotyczących terminów usunięcia treści zgłoszonych posiadaczom domen internetowych/stron www jako bezprawne (do 3 dni, Art. 15d. §1.) i wniesienia sprzeciwu od tej decyzji (do 3 dni, Art. 15e. §1.) oraz terminów załatwiania spraw wymagających postępowania wyjaśniającego (aż 2 miesiące!) i spraw w postępowaniu odwoławczym (miesiąc!) określone w Art. 35, §3.

Już sam termin trzech dni na uniemożliwienie dostępu do bezprawnych danych lub do informacji pozwalających na zlokalizowanie bezprawnych danych (czyli wszelkiego rodzaju odnośników nawet tych nie będących bezpośrednimi linkami a tylko tekstem) jest już terminem bardzo kontrowersyjnym, bo zmusza do reakcji na zgłoszenie w bardzo krótkim czasie. Problem w tym, że większe serwisy WWW mogą otrzymywać kilkadziesiąt takich zgłoszeń dziennie, a więc są dwie możliwości: albo te serwisy zatrudnią osoby do reagowania na te zgłoszenia, albo będą usuwać treści z sieci, bez wnikania w szczegóły i zasadność zgłoszeń. Samo określenie terminu w ustawie jest dobre, jednak 3 dni robocze to zupełne nieporozumienie.

W przypadku nieuzasadnionego zablokowania treści, użytkownik serwisu będzie mógł wnieść sprzeciw, w terminie 3 dni roboczych od otrzymania zawiadomienia o tym, że treść została zablokowana. Problem w tym, że użytkownik uprawniony do wniesienia sprzeciwu może nigdy się nie dowiedzieć o blokadzie, która jednak została zastosowana bezpodstawnie.

Przejdźmy teraz do terminów jakie narzuca ustawa drugiej stronie (Art. 35, §3.). Termin załatwiania spraw wymagających postępowania wyjaśniającego ustawiono aż na 2 miesiące! Czyli pisząc jako właściciel strony/domeny, oczywiście z zachowaniem terminu 3 dni, do "Boniego", to on ma aż DWA MIESIĄCE na odpowiedź (nie wspominając o czasie w jakim na nastąpić naprawa swojego błędu czy wyrządzone krzywdy). Natomiast jak druga strona zażąda blokady dostępu do informacji to mamy 3 dni na reakcję a jeśli nie to możemy spodziewać się rewizji, konfiskaty mienia, przesłuchań i innych wątpliwych atrakcji.

Cytując Dziennik Internautów: "Powstające właśnie przepisy o usługach świadczonych drogą elektroniczną nie wprowadzają bezpośrednio czegoś takiego, jak cenzura internetu. Mogą one jednak otworzyć drogę do ułatwionego usuwania z internetu treści, które są komuś nie na rękę (np. nieprzychylnych komentarzy).", pytam się: a czymże jest usuwanie niewygodnych komentarzy, jak właśnie nie CENZURĄ?!

 
Zapisy o odpowiedzialności za fałszywe doniesienia (nieuczciwa konkurencja) to fikcja.

Twórcy ustawy mówią, że w przypadku nadużywania zgłoszeń, delikwent może być pociągnięty do odpowiedzialności, wskazują oni również na przepisy przyjęte już w innych krajach. Należy sobie jednak zadać pytanie czy przepisy obowiązujące w innych krajach sprawdzą się u nas? Czy ten zapis to zwykły frazes, "martwy przepis"? Czy w praktyce ktokolwiek może podać przykład pociągania kogoś do odpowiedzialności za nieuzasadnione zgłoszenie treści do zablokowania? Można ale są to przykłady które pokazują całkowitą niedoskonałość tej kwestii.

Wielki spór o tę odpowiedzialność ciągnie się w USA. Wytwórnia Warner wysyłała do serwisu Hotfile generowane maszynowo żądania usunięcia treści w tym wiele bezpodstawnych. Spraw trafiła do sądu, lecz wcale nie doszło do ukarania Warnera, bo wytwórnię stać na dobrych prawników i długie procesy. Warner przekonuje przed sądem, że nie może odpowiadać za błędy ... maszyn!

Innym przykładem jest przyzwolenie na cenzurę za porozumieniem obu stron, przykładem jest inny przypadek z USA, gdzie wytwórnia Universal i serwis YouTube zawarły umowę, na mocy której YouTube zdecydowało się nie pozywać wytwórni za nieuzasadnione zgłoszenia treści do zablokowania. Czyli w ten sposób jeden podmiot dał drugiemu przyzwolenie na CENZUROWANIE treści publikowanych przez użytkowników, a wszystko w ramach istniejącego prawa.



Trzy grosze od "artystów".

Jak wspominałem na początku do niedawna projekt ustawy zakładał sporo kontrowersji ale po interwencji "artystów" zmieniono jeden istotny paragraf, który jeszcze bardziej promuje rozwiązania nie do przyjęcia.
Ustawa miała dać wyszukiwarkom pewność, że nie muszą one sprawdzać swoich wyników wyszukiwania pod kątem tego, czy kryjące się za nimi treści są zgodne z prawem. 
Niestety dziś Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji poinformowało, że wyłączenia dla wyszukiwarek nie będą ujęte w ustawie. Dlaczego? Bo poprosili o to filmowcy i muzycy.
 
16 lutego Stowarzyszenie Filmowców Polskich wraz z innymi stowarzyszeniami twórców wystosowało list do premiera Donalda Tuska, który był ni mniej, ni więcej tylko skargą na poczynania ministra Michała Boniego.
Już 18 lutego odbyło się spotkanie ze "środowiskami twórczymi". Zakończyło się ono "uspokojeniem artystów", jednak dopiero 26.02.2013r. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji powiedziało dokładnie, co artyści uzyskali. Z projektu ustawy zniknął artykuł 12a, który miał zapewniać wyszukiwarkom wyłączenie odpowiedzialności. 
Samo zrezygnowanie z art. 12a to jedno, ale nieco oburzać może fakt, że doszło do tego właściwie w ostatniej chwili. Co zabawne, artyści, skarżąc się premierowi na działania Boniego, podnieśli właśnie ten argument, że MAC potrafi zmienić przepisy na czyjąś prośbę już po zakończeniu konsultacji...



I tradycyjne komentarze:


"Art. 35 Kpa, § 3. Załatwienie sprawy wymagającej postępowania wyjaśniającego powinno nastąpić nie później niż w ciągu miesiąca, a sprawy szczególnie skomplikowanej - nie później niż w ciągu dwóch miesięcy od dnia wszczęcia postępowania, zaś w postępowaniu odwoławczym - w ciągu miesiąca od dnia otrzymania odwołania."
Czyli tak: Jak właściciel strony/domeny pisze do "Boniego" - to ten ma DWA MIESIĄCE na odpowiedź (na samą odpowiedź, Kpa nie wspomina o czasie w jakim władza ma naprawić swój błąd lub wyrządzone bezprawie). Natomiast jak "Boni" napisze do właściciela strony/domeny to ten ma TRZY DNI na naprawę tego co zostało arbitralnie przez kogoś tam uznane za bezprawie. A jak nie naprawi to zaczną się proceduralne szykany - rewizje, konfiskaty, przesłuchania itp atrakcje.
@Marcin Maj - i ty masz jeszcze jakieś wątpliwości czy trzy dni to odpowiedni termin?! Twoje wątpliwości brzmią jak "można wątpić czy bezczelna dyskryminacja, cenzura i szantaż są sprawiedliwe" albo "można wątpić w zasadność art 35 Kpa".
Dlaczego w tym przypadku zawieszać Kpa? Niech "usługodawca" ma również dwa miesiące na odpowiedź (odpowiedź, a nie konkretne działanie). W tym czasie może każdy wniosek o usunięcie wysłać (można to prosto zautomatyzować) do właściciela/autora treści, który z kolei może się do niego ustosunkować - np trochę zmienić swój komentarz albo przedstawić argumenty na bezzasadność wniosku. W ciągu TRZECH dni tego się zrobić nie da, więc cała ta ustawa to oczywiste dążenie do wprowadzenia cenzury rozumianej jako przymus usuwania treści arbitralnie uznanych przez władzę za nieodpowiednie pod szantażem prześladowań i szykan procedurami policyjno-prokuratorsko-sądowymi.
I żeby nie było - należy walczyć z chamstwem w necie, ale zwalczanie nie może polegać na cenzurowaniu osób i poglądów tylko tępieniu chamskich zachowań i słów bez względu na osoby chama i jego ofiary. Albo określone zachowanie jest dopuszczalne - dla każdego - albo jest niedopuszczalne - dla wszystkich. Niech politycy najpierw nauczą kultury Niesiołowskiego albo Wojewódzkiego zanim zaczną wysyłać do nas nakazy cenzorskie z 3 dniową wykonalnością.
I jeszcze na koniec - dlaczego ten projekt nie jest podpisany? Sam się napisał? Pracownicy RCL to tajni agenci objęci ochroną tożsamości? Co to za państwo, w którym prawo pisane jest przez ludzi wstydzących sie pod nim podpisać i wziąć odpowiedzialność?! Czy bez podpisów taką treść można w ogóle uznać za dokument będący podstawą konsultacji?